Podróż w stronę jasności, Kraków, styczeń 2005
JACY JESTEŚMY?
MÓWISZ:
„Nie kochasz mnie” - aby ktoś zapewnił Cię, że to nieprawda.
„Zimno mi” - kiedy chcesz, by ktoś Cię przytulił.
„Wszystko mi jedno” - gdy coś Cię dotyka i rani.
„Zostańmy przyjaciółmi” - ale nie masz zamiaru się przyjaźnić.
„Mamo, tato, nie wtrącajcie się w moje życie!” - ale zrzucasz na nich swoje problemy.
„Niczego już od Ciebie nie potrzebuję” - gdy chcesz dostać to, na czym Ci zależy.
„Kiedyś nie byłeś taki” - tymczasem sam też byłeś inny.
„Nie chcę żyć” - gdy chcesz aby ktoś Cię pocieszył.
„Dam sobie radę” - gdy potrzebujesz pomocy.
„Jest mi dobrze bez Ciebie”- gdy na siłę szukasz kogoś, kto wypełni Twoje życie.
„Robisz to specjalnie!” - gdy sam robisz to samo.
„Już o Tobie zapomniałem” - gdy stale myślisz o tym człowieku..
„Nie odebrałem telefonu, bo byłem zajęty” - tymczasem bałeś się rozmawiać.
"To koniec” - kiedy chcesz, by to trwało, ale na Twoich warunkach
MÓWISZ...
„Zawsze”, „nigdy” - nie mając świadomości, co to oznacza... gdy chcesz nadać przekonującą siłę swoim słowom i nie jesteś w stanie dowieść tego czynami.
Tak wiele mówimy różnych wyrazów, ale kiedy potrzebne jest OTWARTE SPOJRZENIE I ZALEDWIE KILKA WAŻNYCH SŁÓW, to zaciskamy usta, połykamy słowa i milkniemy.
Potem znów mówimy wszystkie te kosmiczne bzdury.
Dopiero później, w myślach, układamy błyskotliwy monolog we własnej głowie ze wszystkimi istotnymi słowami, poglądami, jak w filmie...
A następnie odpowiadamy sami sobie właściwymi zdaniami i właściwymi odpowiedziami…
... ISTNY NIENAGANNY TEATR JEDNEGO SAMOTNEGO AKTORA.
Jacy jeszcze jesteśmy?
Kpimy ze śmierci, ale boimy się latać samolotami.
Chcemy, by zostawiono nas w spokoju, ale stale sprawdzamy nieodebrane telefony i smsy.
Twierdzimy, że życie jest piękne... ale sami niszczymy je w sobie i wokół siebie.
Nie pijemy wody z kranu, bo to szkodzi, ale alkohol, papierosy i fastfoody wchłaniamy bez problemu.
Nie cierpimy chamstwa, ale sami łatwo wpadamy w złość i niezadowolenie w stosunku do świata i innych.
Mówimy o radości, ale własny uśmiech trzymamy pod kluczem.
Denerwują nas cudze wady, ale własne nazywamy „oryginalnością”.
Nie przywiązujemy wagi do opinii publicznej, ale stale pytamy: „co ludzie powiedzą?”, „co pomyślą inni?”
Denerwuje nas cudze bogactwo, ale nie mamy nic przeciwko temu, by je dostać.
Zamykamy drzwi na trzy spusty, ale czekamy na cud.
Wiemy, jak zmienić świat, ale nie chcemy zmieniać siebie.
Denerwują nas czyjeś zalety, ponieważ czujemy się z nimi nieswojo.
Jesteśmy uprzejmi wobec obcych, ale obcesowi wobec bliskich.
Widzimy w innych własne odbicie i to nas drażni.
Pragniemy zrozumienia, ale nigdy nie myślimy o motywach działania innych ludzi.
Obrażamy się, gdy ktoś sprawia nam przykrość, ale zapominamy o elementarnym dziękowaniu.
Ktoś bez przerwy jest nam coś winien, ale zapominamy o własnych długach.
Nie lubimy plotek, ale bez pytania ingerujemy w czyjeś życie.
Odchodzimy, by nas zawracano.
Prowadzimy dysputy o cierpliwości, ale nie potrafimy nawet słuchać bez przerywania.
Przechowujemy grube tomy cudzych grzechów, ale nigdy nie zaglądamy do notesu dobrych uczynków.
Panicznie boimy się śmierci, ale żyjemy tak, jakbyśmy byli nieśmiertelni.
Po prostu… jesteśmy dziećmi, które nie wyrosły.
~ Tatyana Varukha, źródło: Alchemia Świadomości